niedziela, 29 września 2013

Na melanżu z chłopakami

Nie do końca obecna duchem, gdyż bardzo niewyspana, ale sama wyciągnęłam moich mężczyzn na ten spacer, bo po ostatnich ponurych dniach grzech nie skorzystać ze słońca. Jeszcze do południa, gdy jechaliśmy na grzyby (a jakże, zachciało nam się obiadu ze świeżych podgrzybków), mgły unosiły się znad pól i nic nie zapowiadało takiego energetycznego popołudnia.


 Żarłok sprawdza, czy Maciek ma w ręce coś do jedzenia.
 Kilka dni temu obchodziliśmy piątą rocznicę ślubu, jakby 'już,' a trochę 'dopiero'.
Cokolwiek nie wziąć w rękę - Lula już sięga zębami i trudno wyczuć, czy chce się tym pobawić, czy może zjeść.
Za nami mistrzyni drugiego planu.
 Mam na sobie niepowtarzalny łańcuch, zrobiony specjalnie dla mnie przez Sivkę. Oczywiście zielony!




 Zebraliśmy pierwsze orzechy z jedynego drzewa na naszym podwórku. Z rozmiaru bardziej nadają się na korale niż do zjedzenia!
 Debiut mojego męża - sernik na zimno, na życzenie syna, któremu zależało tylko na efekcie tęczy z galaretek... Walory smakowe muszą docenić inni!
Dusia została w domu i nie narzekała - takie słońce na futrze to sama przyjemność!

sobota, 28 września 2013

Puchatek tuż po pracy

Wiadomo, Puchatek do pracy chodzić nie musiał, ale krótki czerwony pulowerek nosił? Nosił. To ja noszę, szary. Zwłaszcza gdy choróbsko chwyta, a sezon grzewczy w pracy nie rozpoczęty. 











środa, 25 września 2013

Ostatnia podfruwajka

Co prawda słownik języka polskiego nie uznaje mojego użycia słowa "podfruwajka" w odniesieniu do sukienki, ale co tam, trzeba słowniki wzbogacać. Ta na zdjęciu to właśnie istna podfruwajka, takie nic z jedwabiu, odpowiednie na cieplejsze dni, ale bardzo wpisuje mi się  w kolorystykę jesienną, więc założyłam w ostatni dzień lata, z odpowiednimi warstwami grzewczymi.







niedziela, 22 września 2013

Na grzyby

W zeszłym sezonie nie udało nam się wybrać na grzyby ani razu, na szczęście nadrobiliśmy w tym roku i wczoraj ostatecznie zakończyliśmy wędrówki po lesie, uznając że mamy już dosyć posuszonych i zamrożonych przysmaków.






niedziela, 15 września 2013

Książki i piżama

Zgodnie z obietnicą złożoną samej sobie, każdego miesiąca kupuję książkę, ot do poczytania, żadne tam atlasy czy słowniki. Kiedy poprzednio przeczytany przeze mnie "Second hand" zrecenzjonowała Tattwa, od razu wiedziałam, że kolejną z opisanych przez nią książek muszę mieć - bo dziewczyna posiada świetny gust. "Dziunię" kupiłam na Allegro używaną w stanie idealnym:


Jednocześnie mąż przytargał z piwnicy swoich rodziców ogromne pudło starych książek, które migiem wypełniły moje zionące pustką półki. Co prawda teściowa kupowała głównie kryminały, ale znalazły się tam takie perełki jak komiksy mojego wczesnego i późniejszego dzieciństwa:



A także pewna przedwojenna chuda książczyna - jak ją wyrzucić? Stoją wszystkie na swoich nowych miejscach zalatując myszką, ale co tam - książka to skarb!


Nie przepadam za piżamowym trendem, ale spodnie w drobne bukieciki bardzo lubię, mimo że wyglądam w nich, jak gdybym z łóżka niedawno się podniosła . Zapewniam, że nie szlafrok mam na sobie, ale sweter...











czwartek, 12 września 2013

Nasze siostry mniejsze

Przed chwilą wyszliśmy, ja i mąż, z latarką szukać Dusi, która nie odpowiadała na cowieczorne zawołanie. A właściwie usłyszałam jej głosik, jakiś dziwnie zmieniony, stłumiony i dobiegający zza ogrodzenia. Duśka jest kotem i może chodzić, gdzie chce, nie zamierzam ograniczać jej wolności, ale zdaję sobie sprawę, że czyha na nią wiele niebezpieczeństw. Tego wieczoru zmroziła mnie myśl, że potrącił ją samochód, zwłaszcza że siedziała wysoko na lipie i wołała mnie dziwnym głosem. Zeszła dopiero, gdy stanęłam pod gałęziami i długo ją wołałam, a taka przerażona i nastroszona jak nigdy przedtem. Mąż skojarzył, że niedawno i Lula wróciła mocno wystraszona, pozostaje tylko pytanie, kto miał przyjemność wyżywać się na zwierzętach, miejmy nadzieję że to tylko jakiś błąkający się pies tak napędził strachu naszym zwierzakom. Bardzo się do nich przywiązaliśmy i nawet mąż, który karci je częściej niż ja, podsuwa Lulce co najlepsze kąski z obiadu, a Dusię mizia po uszach:

 Kocica trochę się obraziła, że sprowadziliśmy do domu konkurentkę w wyścigach do naszych serc, więc uparcie próbuje jeść z jej misek ( bo przecież kiedyś stały tam jej własne), co nie kończy się dla niej pomyślnie. Łaskawie bawi się z suczką, ale kiedy ta ciągnie ją po ziemi za ucho lub ogon, zamiast wystawić pazury, warczy i ucieka na drzewo. Trochę też spsiała, bo nosi w zębach drobne przedmioty do zabawy i kopie dołki w piasku zupełnie nie w celach higienicznych. Ona też pierwsza polubiła budę, bo Lulce daleko do tego, na razie wywlokła ze swojego schronienia chodniczek i potargała.



Nasza psina rośnie jak na drożdżach i nie bardzo już mój rowerowy koszyk wytrzymuje jej ciężar. Mam wrażenie, że urodziła się po to, by jeść... Z małego chudego liska z kłaczkami sierści niczym przydomowa wycieraczka, zamieniła się w wypasioną rudą cwaniarę. I żebraczkę. Dzięki temu już teraz miło ją dotknąć i pogłaskać. Ma na swoim koncie dwa dokonania - zdobycie mojego serca i zniszczenie moich ulubionych mokasynów. Trwa nauka chodzenia na smyczy (tu radzi sobie świetnie) i czystości (a z tym już gorzej). A, i jeszcze wie doskonale, że na piętro nie wolno jej wchodzić nawet pod pretekstem pogonienia  Duśki-Warczącej-Zabawki ani też tęsknoty za nami.



Obie panny mieszkają z nami, ale w czasie naszej kilkugodzinnej nieobecności muszą się zadowolić budą (marnie im to idzie), bo wolę sobie nie wyobrażać, co zdziałałaby we dwie same w domu.

Wpuść, wpuść!



środa, 4 września 2013

Koniec abstynencji

I z tej okazji od razu nabyłam nową sukienkę, jak zwykle babciowatą i niepozorną. Zbiegiem okoliczności wszystko mam na sobie zupełnie nowe, a naszyjnik jeszcze ciepły, bo chwycony w przelocie kilka godzin temu. W związku z tym podaję źródła pochodzenia mojego ubioru, bo w przeciwnym wypadku, gdy dana rzecz nie jest już dostępna na sklepowych półkach, albo nabyłam ją jako używaną, nie widzę sensu ujawniania nazw firm i sklepów.

sukienka- C&A





naszyjnik - Rossmann



kardigan - Tchibo


Gdziekolwiek nie pójdę, Duśka i Lula plączą się pod nogami i nawet, gdy mi się wydaje, że jest inaczej, łapią się w kadr (patrz przedostatnie zdjęcie!)

niedziela, 1 września 2013

Dla biodrzastych

Ostatnio spodnie leżały gdzieś w czeluściach szafy ustępując miejsca sukienkom. Wraz z nastaniem chłodów nastąpił jednak wielki powrót granatowych dżinsów. Wielki - bo kupiłam od razu dwie identyczne pary typu 'boot cut', tak dobrze się noszą i równoważą szerokość bioder. Jeśli dodać do tego jasną luźniejszą górę i obcas (tu brak) - efekt szczupłej pupki gotowy.

dżiny - F&F





Robiliście sobie kiedyś róg nosorożca z owoców klonu?


I jeszcze kilka ujęć z pierwszego spaceru Luli na smyczy. Spisała się wspaniale, będą z niej... ludzie. Więcej na temat naszego "adoptowanego dziecka" już wkrótce.