Wobec nieubłaganego faktu, jakim jest zmiana polskiego klimatu mówimy stanowczo - góry! W ciągu zaledwie trzech dni nad naszym zimnym polskim morzem (u nas panowały wówczas upały) umęczyliśmy się okrutnie, głównie niezliczonymi tłumami i wysokimi cenami. Tymczasem w górach cisza, przerywana co najwyżej sapaniem innych wspinających się, oraz ceny bardziej przystępne. Co będę owijać w bawełnę - lubimy spędzać wolny czas aktywnie i nie w smak nam smażenie się plackiem na plaży!
Rankiem przed wyjściem w góry brat przygotowuje kanapki, a tu coś skrobie nam w drzwi. Teodor - łakomy sierściuszek gospodarzy.
Taki trochę romantyczny wypad bez dziecka, na dwie pary.
Za krzaczkiem było mi cieplej niż nad morzem.
Byliśmy pewni, że wspinamy się na Babią Górę, a tu napisali coś innego...
Na wysokościach zimno, ale jeśli głowa i plecy odziane, nogi mają się dobrze.
Strome to zejście!
Tylu nas było i nikt nie zauważył, że parę kroków dalej mamy łagodne zejście.
Największa nagroda za trudy dnia - pyszny pstrąg z domowej hodowli gospodarza.
Tedi wierny jak zwykle.
Mieszkaliśmy w uroczym domku.
Po drodze zahaczyliśmy o Jezioro Żywieckie. Podjechaliśmy od strony wyludnionej, ale jakże brudnej!
Mieliśmy jeszcze siły na zwiedzanie Zamku w Pszczynie.
Warto było, ale miałam wielką ochotę przysiąść na którejś z kanap i po prostu zasnąć.
A nad morzem? Iloma zachodami słońca można się zachwycać? Nam wystarczył jeden...
Pierwszy dzień spędziliśmy we troje.
Pojechaliśmy odebrać Maćka z obozu i dane nam było spać pod wojskowym namiotem, na polowych pryczach. Pod dwiema kołdrami i kocem, odziana w dres powiedziałam - nigdy więcej!
Niewątpliwą ozdobą obozu i plaży była Inka - dobrze, że mi jej nie zagłaskano na śmierć.
Jej samej najmniej podobał się wiatr od morza.
Tylko nasze dziecko nie miało oporów, żeby się kąpać w lodowatej wodzie.
Z radością przenieśliśmy się na bardziej "luksusowy" kwaterunek. Dziecko dorwało się do telewizora po 10 dniach "odwyku".
Kupiliśmy mu komiksy, które same musieliśmy sobie czytać.
Kolejna wada naszego morza - wracaliśmy znad niego dziewięć godzin.
Po drodze zatrzymaliśmy się u rodziny ze strony męża i dopiero tu nad zalewem odnaleźliśmy spokój i wypoczynek.
Tatuś w końcu wszedł z dzieckiem do ciepłej wody.
Wujek posiada starą jamniczkę Milkę.
Dosłownie prosiła Inkę o zainteresowanie swoją osobą, ale mina "księżniczki" mówi wszystko.