sobota, 28 marca 2015

Inwestuję w złoto!

Ostatnio mam wielką chęć "się ozłocić", chociaż nie będę ukrywać - złota biżuteria jest dla mnie za droga (rzadko kupuję), ale od czego jej namiastki z metalu lub chociaż tworzywo sztuczne w ciepłym odcieniu żółci? Generalnie chodzi o to, aby odpowiednim odcieniem biżuterii podkreślić sobie urodę. Odsyłam Was do lektury poradnika doboru biżuterii do typu urody, a sama prezentuję to, co nabyłam w ostatnich miesiącach.


naszyjniki z Pepco i Allegro (bodajże Zara - ten biżuteryjny)

zegarek Timex (Allegro)
 pozłacana celebrytka z Allegro
kolczyki z Sopotu

niedziela, 22 marca 2015

Od-nowa czyli odżywka do rzęs 4Long Lashes

Tak już jest, że po zimie musimy trochę podreperować swoje zdrowie, a już zwłaszcza urodę. Ja również rzuciłam się na wcierki, suplementy, odżywki i temu podobne, chociaż oczywiście nie ma jak naturalne witaminki i ruch na świeżym powietrzu. 
Na to drugie jest mi jeszcze ciut za zimno, a to pierwsze już wdrożyłam w życie dzięki Tarze i jej sałatce - jest pyszna! Tylko ja dodaję mniej miodu niż w przepisie, a dosypuję słonecznika i czasem siemienia.
To od wewnątrz, a od zewnątrz też próbuję coś podziałać, np. w kwestii rzęs, których mi Bozia poskąpiła tak samo jak włosów. Moja kosmetyczka wspomniała o odżywce do rzęs 4Long Lashes dostępnej w sieci Rossmann, a tak ją zachwalała, że nawet tym razem nie sprawdziłam opinii w internecie, tylko prosto od kosmetyczki pobiegłam do sklepu.
Stały obok siebie odżywki do rzęs i do brwi, ale tylko ta druga, niestety, była przeceniona, z regularnej 79,99 na 59,99 za 3ml. Porównałam składy - identyczne, więc zaryzykowałam kupno tej drugiej. Okazało się, że końcówka aplikatora to jakby wąski patyczek do uszu, także spokojnie daję radę aplikować odżywkę u nasady moich kłaczków (odżywka do rzęs ma końcówkę jak eyeliner).
Trzeba uważać, aby nadmiar odżywki nie spłynął pod powiekę, bo wtedy podrażnia i można obudzić się z podpuchniętymi oczyma. Aplikowana prawidłowo, odżywka nie uczuliła mnie absolutnie. Machałam też odżywką po brwiach - tych również nie mam w nadmiarze!
Pojemniczek odżywki wystarczył mi na 6 tygodni codziennego aplikowania na brwi i rzęsy.
Efekt - rzęsy stanowczo dłuższe i mocniejsze, zagęszczenia nie zauważyłam. W przypadku brwi "dorosło" trochę dodatkowych włosków i stały się jakby ciemniejsze. Urosły też na długość.
Pamiętajcie jednak - czego nie macie w genach, nie wyhodujecie odżywkami, a tylko możecie poprawić stan tego, co już posiadacie, także nie spodziewajcie się efektu motylich skrzydeł, jeśli wcześniej miałyście kępkę siwych kłaczków.
Ja swoich kłaczków "przed" nie sfotografowałam, możecie tylko obejrzeć prezentację "po". Z góry przepraszam za niewyspane oczy i trochę posklejane rzęsy - zachciało mi się podwójnie malować!






sobota, 14 marca 2015

Coś nowego i coś starego





Spódnica to jeden z wielu egzemplarzy "na wyjście', czyli takich kiszących się w szafie i marnujących. Zatem wyciągnęłam ją do pracy i dorzuciłam bluzkę, której kiedyś nieomal się pozbyłam. Pewnie ze złości - materiał to poliesterek, który szalenie lubi się elektryzować. Poza tym nic nie mogę jej zarzucić. Tak jak i spódnicy "robiącej" za skórę - a to tylko tak się błyszczy.
Na zdjęciu znów wyszczególniam cechy, które spowodowały, że sięgnęłam po daną rzecz. Właściwie powinnam była dodać jeszcze "kolor" i "retro" przy bluzce, a "subtelny połysk" przy spódnicy.

top-sh           skirt - Mohito

środa, 11 marca 2015

Z wizytą u Dziurków

Dobrze, że w tym momencie Dziurka z rodziną jest w drodze do Szwecji i pozostanie tam jakiś czas, w przeciwnym razie pojawiłaby się u mnie natychmiast po opublikowaniu tego posta, aby zrobić mi krzywdę...
Na moje usprawiedliwienie - bardzo się cieszę z ich szczęścia - to znaczy zmiany mieszkania na większe. Musiałam zobaczyć, co zdołali wyremontować przed wyjazdem, a poza tym zjeść tort z kuzynem, który jest tak łasy na słodycze jak ja, a poza tym dwa dni po moich urodzinach obchodził swoje, również "okrągłe".
Z historią ich mieszkania jest związana Inka i moja niepisana umowa z Dziurką. Mianowicie, kiedy szukałam intensywnie nowego właściciela dla psiny, zwróciłam się także do niej, chociaż wiedziałam, że trudno byłoby pogodzić kotkę Gryzeldę i psa na tak małym metrażu. Dziurka obiecała, że jak tylko zdoła zamienić się z kimś na większe mieszkanie, weźmie do siebie Inkę, ale ja już zdążyłam przywiązać się do mojej "owieczki". Wszyscy zdążyliśmy, nawet gderający mąż... Dlatego Inka pojechała z nami tylko po to, żeby wyjeść Gryzeldzie z misek i obszczekać ich właścicielkę.

 Niewątpliwą zaletą mieszkania jest balkon - w końcu 'prawdziwy'!
 Inka poznałaby tutaj sporo czworonożnych przyjaciół.
 Dobrze, że wszędzie piętrzą się pudła - Gryzelda miała gdzie schować się przed psim wrogiem.
 U Dziurki w kuchni czuję się jak u siebie - bo dużo białego!
 Pies miałby się gdzie wybiegać!
 Czekamy na kawkę.
 Nasz 'helikopter' też.
 Największym łasuchem okazał się Maciek.
Nic dziwnego - beza, pistacjowy krem i orzeszki - mniam!

niedziela, 8 marca 2015

Młoda jak Perfect

Kobietki, dla Was wszystkiego najlepszego! Dla mnie podwójnie. 
Dziś kończę równe 35 wiosen a zespół Perfect, mój równolatek, gra właśnie w telewizji jubileuszowy koncert. Mąż i psy polegują ze mną na kanapie, dziecko śpi spokojnie na górze. W szlafroku żegnam kolejny dzień mojego życia i nie boję się następnego. Oby tak było zawsze! 

Kiedy się rodziłam, usg nie było znane, stąd moja płeć stanowiła zagadkę. Komunistyczne święto dobiegało końca, mama męczyła się zamiast świętować, a położna przepowiadała, że jeśli mam być córką, to wygramolę się przed północą. Wróżka czy co?

W związku z moimi urodzinami, nadejściem wiosny i przesytem nienoszonymi ubraniami, postanowiłam przeorać szafę i zmienić co nieco. Pójść w odrobinę elegancji i nie chować już "strojów na specjalne okazje". Dodać szczyptę minimalizmu. Kupować rzeczy, które odpowiadają mi w stu procentach, resztę pozostawiać na sklepowych półkach bez względu na ich atrakcyjną cenę, jednak przeznaczać nadal rozsądne kwoty na ciuchowe zakupy. Nabyć od czasu do czasu jakiś kolorowy kosmetyk i maznąć nim po twarzy. Tylko tyle na razie.





A poniższą sukienkę z Zary wybierałam kierując się już moim nowym rozsądkiem i zaostrzonymi kryteriami:



poniedziałek, 2 marca 2015

A mnie jest szkoda zimy / I wish it was snowy winter

Narażam się Wam tym postem, wiem to doskonale, ale nie robię tego, aby się podroczyć. Oczywiście z radością powitałam przebiśniegi w ogródku mamy (mój nadal łysy) i mocne promienie słońca, które tylko czekają, żeby upstrzyć mnie brązowymi kropkami. Jednak musi przemówić przez mnie ukryte dziecko, które płacze nad tym, że mijająca zima nie rozpieściła nas białym puchem. Śnieg widzieliśmy raptem 8 dni. Liczyłam skrupulatnie! W efekcie nasze ferie były takie jak ubiegłoroczne:


Już tyle lat nie widzieliśmy porządnej warstwy śniegu, więc postanowiliśmy przywołać wspomnienia z dzieciństwa i choć na weekend pojechać w góry. Jakie było nasze zdziwienie, gdy w Polanicy Zdrój nie zastaliśmy upragnionej śnieżnej zimy! Przyszło nam podróżować dalej, do Zieleńca, gdzie w końcu natura ucieszyła mnie tak bardzo, że aż kręciłam filmy z ośnieżonymi czapami drzew w roli głównej. I głównie filmy.


Naszym celem było rozsmakowanie się w narciarstwie. Mąż dzielnie przypiął deski, ale jak szybko je przywdział, tak szybko oddał.



Mieliśmy nadzieję, że Maciek połknie narciarskiego bakcyla tak, jak to się stało w przypadku łyżew, ale gdzie tam! Było dobrze na początku, gdy ciocia dawała pierwsze wskazówki, ale lekcja z instruktorem to zaciśnięte zęby i myśl o szybkim zakończeniu męczarni. Wolał podziwiać stare narty na ścianach lokali.



Za to na sankach moi chłopcy bawili się tak pysznie, że sama miałam ochotę dołączyć, ale słońce zaszło, zrobiło się wietrznie i zimno, także musieliśmy wracać, mając w planach kolejny przyjazd następnego dnia. Tymczasem aura zrobiła nam psikusa i sypnęła na biało także w Polanicy.






Natomiast droga do Zieleńca stała się niebezpieczna i chociaż Maciek miał wykupioną kolejną lekcję, już tam nie wróciliśmy. Możecie sobie wyobrazić jego radochę! I mój żal, bo planowałam porządną sesję zdjęciową z urokami natury. Trudno, może za rok... Nakarmiliśmy polanickie kaczki resztą chleba i pojechaliśmy do domu. 




Zima "przyjechała" tuż za nami i pozwoliła Maćkowi utoczyć bałwana, ale przeżył on tylko dobę.
I jak tu nie tęsknić za śniegiem?