poniedziałek, 25 maja 2015

"Ryba, ryba, ryba!"

Podczas gdy obywatele ciągnęli tłumnie na wybory, myśmy zrobili wprost odwrotnie - uciekliśmy w miejsce zupełnie wyludnione. Że niby ryby łowić, ale wszystkie trafiły z powrotem do wody, bo taaakie były... że szkoda gadać. Ciekawa byłam tego miejsca, więc troszkę pobuszowaliśmy - ja, dziecko i pies. Tych dwoje wyszalało się porządnie i wieczorem szybko zasnęło.


















poniedziałek, 18 maja 2015

Spacerkiem po Krakowie

Tradycyjnie dzieci pierwszokomunijne jadą z rodzicami do jakiegoś miejsca kultu religijnego. W naszym wypadku Jasna Góra jest zbyt oczywista i za blisko, więc ksiądz zawiózł nas do Łagiewnik. Tam spędziliśmy chwilę na mszy świętej, a potem mieliśmy kilka godzin czasu wolnego na krakowskiej starówce. 
Miło było tak snuć się beztrosko, przystawać gdzie dusza zapragnie, zamiast pędzić co koń wyskoczy za przewodnikiem. Takie zwiedzanie spotkało mnie w minioną jesień, więc teraz z przyjemnością grzałam się w słońcu niby leniwy kocur, chociaż jego promienie również denerwowały, bo zdjęcia wyszły szalenie rozświetlone.













poniedziałek, 11 maja 2015

Kawa i lekarstwo

Jak już uprę się na jakiś sklep, to prawie wyłącznie w nim kupuję. Może z lenistwa...
Tchibo jest przeze mnie często odwiedzane, również wirtualnie. Muszę jednak przyznać, że przesyłki często rozczarowują mnie swoją zawartością i sporo rzeczy oddaję. Robię to przy okazji pobytu w jakiejś galerii handlowej, bo w odsyłanie nie chce mi się bawić.
Natomiast firmy Medicine byłam po prostu ciekawa i zamówiłam dwie koszulki wysyłkowo. Potem zawitałam do sklepu stacjonarnego i dokupiłam wiązane portki w bardzo dobrej cenie. Może jeszcze kiedyś tam zajrzę, chociaż asortyment nie powala mnie na kolana.

kardigan - Tchibo

top, pants - Medicine


czwartek, 7 maja 2015

Jak przeżyć Komunię i nie zwariować





Moja ogólna recepta – skromne przyjęcie na miarę naszych możliwości, zwłaszcza finansowych. Chociaż w naszych stronach szaleje jakaś epidemia wystawnych imprez, nie pozwoliłam sobie na nią zachorować.
 
Muszę przypomnieć, że mój syn uczęszcza do małej wiejskiej szkoły, w związku z czym do Komunii przystąpiło zaledwie sześcioro dzieci. Była to kameralna, sympatyczna uroczystość bez tłumu, zbędnego pośpiechu i zdenerwowania. Cała szóstka została potraktowana niczym królewny i królewicze, którzy zasiedli na specjalnie przygotowanych krzesłach.



Goście
Komunia jest według mnie uroczystością do spędzenia w gronie najbliższych. Gdyby nie to, że mam sporo rodzeństwa, a Maciek w związku z tym wielu kuzynów, impreza byłaby jeszcze skromniejsza. Poza tym goście musieli zmieścić się w salonie naszego domu. Ewentualnie pod stołem...


Miejsce
Dlaczego nie restauracja? Z tej prostej przyczyny, że nie byliśmy w stanie przewidzieć pogody, a w razie deszczu… dzieci się nudzą. W domu mogą rozejść się po kątach i w najgorszym wypadku podpiąć się do komputera. U nas pogoda akurat dopisała i mogliśmy zabrać dzieci na spacer.
 


Jedzenie
Nie będę udawać, że rozważałam własnoręczne przyrządzenie uczty dla takiej liczby osób. Wynajęcie kucharki to też nie najlepszy pomysł – mamy małą kuchnię i nie jestem pewna, czy dałaby radę wszystko w niej przygotować. Wybrałam więc katering z obsługą, abym mogła w spokoju usiąść z gośćmi.
Minus – stan kuchni po gotowaniu i konieczność jej gruntownego wysprzątania.
W ofercie kateringowej brakowało słodkości, ale poprosiłam najbliższe mi osoby o kilka ciast. Odchodzącym gościom Maciek osobiście wręczał pudełka Rafaello i dziękował za przyjście. W przeciwieństwie do ciasta, takiej „pamiątki” nie trzeba jeść od razu.
Tort zamówiliśmy w sprawdzonej cukierni, obowiązkowo w formie książki.



Alkohol
Planowaliśmy z mężem nie stawiać na stole „ciężkiego kalibru”, dlatego oferowaliśmy panom piwo, a paniom wino domowej roboty, wlane do ładnych flaszek.


Wystrój
Miałam ułatwione zadanie w kwestii ozdobienia stołu – firma kateringowa przywiozła obrusy, serwetki, nawet świece i wazoniki. Miałam ochotę zrobić coś po swojemu, ale nie chciałam wprowadzać zamieszania.
Zajęłam się ścianą nad miejscem dla małego „komunisty". Makatkę, która wisi na drewnianych ramach pokryłam prześcieradłem i przyozdobiłam wierzbowymi witkami. Wydrukowane i wycięte litery nakleiłam na papierowych chorągiewkach, które wpadły mi kiedyś w ręce w Lidlu.
Balony musiały być – każde dziecko je lubi i Maciek cieszył się na ich widok.



Ubiór i fryzury
Moje dziecko miało prostą szatę liturgiczną i buty kupione jako przyzwoite, idealnych nie szukaliśmy. Ja również wzięłam ze sklepu pierwszą przymierzoną sukienkę, a z szafy wyciągnęłam stary płaszcz i buty.
Mój mąż nie cierpi krawatów, zatem uznaliśmy go za zbędny wydatek.
Na szczęście wszyscy mamy krótkie fryzury, więc zaoszczędziliśmy sporo godzin snu (sąsiadka wiozła córkę na 6 do fryzjera). Myślę, że gdyby Maciek był dziewczynką, nie zrywałabym go skoro świt, żeby wyczarować cuda na jego głowie. Poćwiczyłabym wcześniej jakieś naturalne upięcie i pozwoliła się wyspać w tym ważnym dniu.


Fotograf
Nie przepadamy za pozowanymi zdjęciami, stąd wykluczyliśmy sesję u fotografa. Przynajmniej nie musieliśmy nigdzie pędzić na umówioną godzinę w środku przyjęcia. Moim domowym fotografem został brat, a i ja zrobiłam kilka fotek prostym aparatem. Zresztą, w kościele i tak szalał profesjonalista, który wcisnął nam zdjęcia bez możliwości wyboru ujęć. Skapitulowaliśmy i zakupiliśmy, ale z większą przyjemnością oglądam nasze nieperfekcyjne pstryki.




piątek, 1 maja 2015

Eh, te włosy czyli wizyta u fryzjera





dress - Tchibo

Kobiety z obfitymi czuprynami mają łatwiej- z reguły czegokolwiek nie zrobią ze swoimi włosami, nie mają prawa wyglądać źle.
Co innego, kiedy walczy się z cienkimi, przetłuszczającymi się włosiętami, dodatkowo ze skłonnością do przesuszania na końcach. Dobry fryzjer jest w tym przypadku niezbędny, stąd ja mam odwieczny problem ze znalezieniem w naszym miasteczku takiego, który by mi pomógł a nie zaszkodził.
Niektórym wydaje się to śmieszne, że z tym materiałem, który mam na głowie, wędruję po Polsce. Oczywiście zawsze obcinam włosy przy okazji załatwiania innych ważniejszych spraw (np. poznawania przemiłych blogerek).
Tym razem przy okazji zakupów w Częstochowie trafiłam do salonu Wella przy ulicy Jasnogórskiej.
Chyba za dużo się naoglądałam "Ostrego cięcia" i już na początku wizyty poczułam się zawiedziona tym, że podczas gdy fryzjer zajęty był inną klientką, mnie od razu zabrano na "zmywak". Żadnej rozmowy na temat moich oczekiwań ani oględzin głowy.
Podczas mycia masaż głowy był bardzo przyjemny ale ultrakrótki, nie rozumiem dlaczego, bo potem czekałam 20 minut zanim usiadłam na fotelu fryzjerskim. Musiałam sobie umilić czas oglądaniem obrazków w kolorowym kobiecym czasopiśmie, podczas gdy mijały kolejne minuty mojej umówionej wizyty. Irytowało mnie to szczególnie, bo akurat na zewnątrz czekała na mnie rodzina.
Kolejne moje zdziwienie - włosy wysuszono mi prostownicą, przy tym dziewczyna operowała na kompletnie mokrym materiale, aż mi ciekło po szyi. Oszczędność papierowych ręczników?
Kiedy w końcu zasiadłam przed lustrem, nie omieszkałam wspomnieć fryzjerowi, że nie mam z natury prostych włosów i nie prostuję ich nigdy. Zapewniał, że fryzura będzie się układała w każdej sytuacji. No tak, ale nie wziął pod uwagę tego, że naturalnie wysuszone włosy ulegną podciągnięciu, a fryzura skróceniu.
Sam proces obcinania był powolny i dokładny czyli taki, jak według mnie powinien wyglądać. Nie cierpię miotających się wokół mojej głowy fryzjerek, które szybkim ciachaniem chcą zapewne udowodnić swój kunszt.
Moja fryzura jest efektem omówionym, szkoda że nie w tym momencie wizyty co trzeba. Nie wiem, czy nie powinnam napisać "była" - poniżej krótki wgląd na to, jak układały się włosy "po swojemu", kiedy powietrze było wilgotne po deszczu.



dress- sh


Podsumowując moją wizytę w salonie Wella, jej plusy:
  • sympatyczna atmosfera salonu                                    
  • dokładne i powolne cięcie
  • cena - 50zł (czy to plus?)    
Minusy:
  • brak rozmowy przed myciem włosów
  • wyprostowanie włosów z natury falowanych (czy to minus?)
  • 20 minutowe opóźnienie wizyty                                                                 
 Przy okazji prezentuję swoje dwie sukienki - jedną koszulową i jedną retro. Wiosna przyszła, sukienki na start!