środa, 29 lutego 2012

Dandys w pracy


Stało się – i mnie zmogła przykra choroba, na szczęście krótkotrwała, dlatego po wczorajszym dniu wyciętym z życiorysu wstałam dziś dzielnie, przegryzłam kromkę chleba i funkcjonuję.
Dawno  nie miałam na sobie spodni innych niż dżinsy, ale czasem człowiek jest zobowiązany wyglądać mniej niedbale niż zazwyczaj. Mam fazę na koszule, szukałam najzwyczajniejszej a jednak dopasowanej zaszewkami do kobiecej figury. I proszę, znalazłam taką w H&M za rozsądną cenę, a już moja wiara w sieciówki upadała. 




poniedziałek, 27 lutego 2012

Infantylnie


Zawsze twierdziłam, że w przyrodzie musi być zachowana równowaga, dlatego też po dwóch tygodniach pracy, w czasie których zastanawiałam się czy nie prościej nocować tam gdzieś w śpiworku, mam pięć dni uziemienia. Syn znów chory, i to tak dosadnie, z zastrzykami włącznie, a kiedy dziecko leży w malignie, wyrodna matka stroi miny do aparatu. Z braku jakiegokolwiek fotografa od dziś zdjęcia li i jedynie wewnątrz ciasnego mieszkania, na tle chorowitej ściany.
 Sukienkę prezentowałam kiedyś w trochę bardziej wyjściowym wydaniu, a dziś po domowemu, jako strój po spożywkę i do lekarza. Misia dostrzegłam w pasmanterii i dorobiłam mu agrafkę, a zaraz potem został porwany do przedszkola i na przejażdżkę wszelkimi autkami, stąd już trochę się zużył.
 Niestety, moje stopy i to co na nich będzie zawsze poza kadrem, inaczej się nie da. Trzeba wierzyć mi na słowo, że ostatnio eksploatuję te nowe trzewiki. Zakup konieczny, jako że temu marnemu obuwiu pękły obydwie podeszwy. Naiwnie sądziłam, że to co tanie, niekoniecznie rozleci się po kilkunastokrotnym użyciu. Nowe buty są tak brzydkie, babciowate i wygodne jak chciałam, ale mają jedną wadę – dziurawią mi na palcach wszystkie rajstopy, zostałam z dwiema parami ciepłych rajtek, więc chyba rzeczywiście czas na wiosnę.

Po ostatnim poście otrzymałam od rodziny i znajomych sporo sygnałów, że powinnam odsłaniać swój „monitor”, a czy opinie były szczere to nie za bardzo mnie obchodzi, bo i tak zamierzałam zapuszczać grzywkę w celu zaczesywania jej na bok, a nawet w górę. Zatem, Dziurka, masz moje nogi i czoło na widoku, tylko mi te okulary wybacz.

wtorek, 21 lutego 2012

Tymczasem za oceanem...

Podobno wiosna idzie, tak niektórzy twierdzą, a ja tam jej nie czuję, nie widzę, tylko słyszę w kocich miłosnych jazgotach za oknem, i tyle. Ku pokrzepieniu swego serca, a może ku uciszeniu łkającej zazdrości, zamieszczam feryjne zdjęcia bratanka mego, co to go pakowaliśmy zbiorowo na ferie. Wrócił cały i zdrowy, a ja sobie pozwoliłam wybrać kilka jego zdjęć do publikacji. A więc obecnie w Rio de Janeiro pogoda prezentuje się inaczej niż u nas :-D:








niedziela, 19 lutego 2012

Po tuningu


Oto rzadko powtarzalna (mniej więcej co dwa lata) okazja ujrzenia mej osoby po wizycie u kosmetyczki i fryzjera, a takie rzeczy czynię tylko przy nie lada okazji. Tym razem  moje przygotowania do przyjęcia tylko mnie zirytowały – fryzjerka najwyraźniej wzięła sobie za dużo obowiązków (czyt. klientek) naraz, w związku z czym poczułam się potraktowana niedbale, a nawet jestem pewna na 98%, że tak było w istocie. Pani kosmetyczka z kolei uparła się zrobić ze mnie opaloną brunetkę z efektem oczu pandy, czyli jasnoszarym cieniem podjechanym pod same brwi. Kiedy już starłam w domu część tapety z twarzy i przełknęłam porażkę włosową, machnęłam na wszystko ręką i poszłam na imprezę, a właściwie do pracy. Po co przejmować się swoim wyglądem na balu, na którym gra się mało istotną rolę? Co do mego czoła, szerokiego i okazałego jak mój nowy monitor, to postanowiłam je odsłonić żeby było inaczej niż zwykle. Dół prezentował się całkiem czarno i zwyczajnie, usiłowałam uchwycić na zdjęciach górę, ale że w pośpiechu przed samym wyjściem, to zdjęcia takie a nie inne. 


piątek, 10 lutego 2012

Sentymenty


Zobaczywszy dziś u mnie tę chustę siostra zapytała : Której babci ją ukradłaś?
Nie ukradłam i nie babci, ale jest to kolejna z posiadanych przeze mnie rzeczy z historią. Od niedawna wiem, że ta pamiątka ma wartość tym większą, że moja nieżyjąca już ciotka zrobiła ją własnoręcznie i przywiozła dwie takie z Francji, dokąd wyjechała aby wyjść za mąż. Odwiedziła nas potem kilka razy, przywożąc ze sobą podarunki, ale wtedy te chusty dostały się mojej mamie, a mnie wspaniała walizeczka z wieloma grami, począwszy od „Chińczyka”, a skończywszy na ruletce. Wtedy to był niesamowity rarytas, dbałam o walizkę i chociaż już dokonała swojego żywota, przetrwała prawie dwadzieścia lat. A ja przejęłam tę chustę, żółtą zostawiłam mamie.



czwartek, 9 lutego 2012

Jakby cieplej, jakby lepiej.


W poprzednim poście wyszłam na okrutnicę, która czyha na śmierć biednego królika, więc spieszę wyjaśnić, że jej zejście nie jest moim życzeniem. Na punkcie zwierząt zawsze miałam małe skrzywienie i nawet przymierzałam się do weterynarii, ale los zweryfikował dziecięce plany. Uspokoję wszystkich, że na królika chucham i dmucham, wczoraj kupiłam jej nową, większą klatkę i pozwalam jeść z synem z jednego talerza.
Może i dobrze, że mam trochę więcej zajęć, bo z nadmiaru czasu i złego humoru wynika to:
 Co ciekawe, z zimowych wyprzedaży przywiozłam ubrania typowo letnie, chociaż w planach był kożuch i walonki ;-) Na razie więc nie będę większości fatałaszków zakładać, bo cenię swoje nerki. Dziś zmyliło mnie słońce, wyszłam bez czapki i swetra, i zaraz tego pożałowałam. 
Dziś zamiast stroju "na babcię" jest "na koń".
Jako wyrodna matka nakarmiłam dziecko na stołówce szkolnej i więcej już żadna siła mnie z domu nie wygnała. Bawiliśmy się np. tak: