niedziela, 11 stycznia 2015

Dobre serce / Good heart

Zwierzaki pochłaniają trochę mojego czasu, a przy okazji wkręcam w różne działania z nimi związane mojego męża. Nie mogę stwierdzić, że pomaga chętnie, lubi przy tym zrzędzić, przeklinać i obiecać samemu sobie, że nigdy więcej nie da się wykorzystać w żadnym podobnym celu. Zwykle jednak jego dobre serce bierze górę nad rozumem i pozwala mi np. zmienić płot ze względu na psy, które podkopują się pod starym...
W kwestii płotu żartuję oczywiście, ale udało mi się namówić męża, żeby pojechać po bezdomnego kota. Po drodze temperatura spadła do -16, pojawiła się gęsta mgła i na dodatek wjechaliśmy w szczere pole, a wszystko miało zająć tylko chwilę. Zestresowany zwierzak w podróży narobił smrodku w pudełku, czym dodatkowo "ucieszył" męża o wrażliwym zmyśle powonienia, także cała eskapada wydawała się niekończącym pasmem cierpień. Kota i męża.
Następnego dnia małżonek uśmiechnął się na widok teściowej pieszczącej nowego mruczka i o wszystkim zapomniał. A kocurek, mimo że wyrośnięty nad podziw, okazał się miłym pieszczochem, który od razu trafił do kuwety, mimo że do tej pory mieszkał z innymi kotami w obórce, będącej domem tymczasowym (lepsze to niż nic). Rozpoczęły się pielgrzymki wnuków do babci w celu obejrzenia nowego inwentarza.
Dziś Maciek próbował namówić Berka do pozowania, ale kocur nie był w sosie, bo dał znać o sobie świąd w uszkach. Jutro trzeba do weterynarza i zgadnijcie, kto nas tam zawiezie?











Looking after pets takes a few whiles of my life and I try to involve my husband in some of the activities. For example a few days ago we travelled 40km to bring my mum a homeless cat. It was freezing cold (the temperature dropped to -16) , dark and scary as we ended up somewhere in the fields. When we were coming back with the cat in a box, it threw up and something more, which didn't make my husband happy as he's got a very sensitive nose. They suffered a lot. The cat and the hubby.
The next day my husband smiled when he saw my mum cuddling her new cat. Everything was back ok.
Bad news - the cats' ears are itching and we need to go to a vet. Guess who is going to drive us there?

16 komentarzy:

  1. Kochana jak ja Cię rozumie :) jak juz wiesz tez adoptowalam pieska ale dzień wcześniej to musiałam męża przekonywać ze nie będzie tak źle. Po tyg bycia z psem mąż żyć bez niego nie umie :) najlepsi przyjaciele. Kot boski :) ciesze się ze są jeszcze tacy ludzie jak Wy, Ty i Twój mąż którzy maja dobre serducho :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki za słowa uznania! Sama wiesz, że człowiek taki rzeczy nie planuje, tylko działa z porywu serca. Szkoda tylko, że takich jak my wciąż za mało, a schroniska nadal pełne niechcianych czworonogów...

      Usuń
  2. Mąż Twój biedny go zawiezie:D
    Zdjęcia piękne, to juz pewnie Ty zrobiłaś:))
    Kocisko wspaniałe! I od razu widać, że zakumplowali się od razu z Młodym:D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Męża udało mi się oszczędzić, po prostu załatwiłam lekarstwo.
      Zdjęcia moje, cierpliwie pstrykane i wybrane.
      Kot jest taki towarzyski, że do każdego się garnie z prośbą o pieszczoty.

      Usuń
  3. Słodki kociak, widać że jeszcze młody - tak mi się wydaje;)
    Imię ma zabawne, więc teściowej będzie bardziej wesoło, no i mąż mamusi przecież nie odmówi pomocy;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Według opisu w ogłoszeniu kot ma 3-4 miesiące, ale kto wie...
      Mojej mamusi go przywiozłam, teściowej wystarczy do towarzystwa telewizor ;-)

      Usuń
  4. Rola kobiet właśnie na tym polega aby mężowie chętnie nam pomagali:)))a najlepiej jeżeli im się wydaje że to był ich własny pomysł:)))śliczny kot:)))Pozdrawiam serdecznie:))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak jest! On głową rodziny, a ja szyją co nim kręci!

      Usuń
  5. Ja tam w Twojego męża wierzę. Zdziwiłabym się natomiast gdybyś sama pojechała z kotem, autem rzecz jasna :) A kot faktycznie wyrośnięty, ale najważniejsze, że milusi i wszyscy zadowoleni.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja też w niego wierzę, ale czasem nie rozumiem ;-)
      Bez samochodu świetnie sobie radzę, moja droga! I figurę zachowuję!

      Usuń
  6. Czy jest jeszcze Tofik?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Niestety, nie. Wczesną jesienią znaleźliśmy go martwego. Stąd nowy kocurek.

      Usuń
  7. hi, hi, tak samo mam z moim mężem, stroszy piórka, cos tam zrzędzi dla fasonu pod nosem, ale mieknie mu serce i nie może się oprzeć takim bezdomnym biedom. Pamiętam jak pojechaliśmy po Tunie to tez byłs tsk zestresowana w samochodzie (prawdopodobnie pierwszy raz), że zwymiotowała góre sera ... większa od siebie! mój mąż był tak zdumiony tym faktem i poruszony biednym maleństwem, że zapomniał zrobic aferę o to zazygane auto (a jest z natury bardzo wrażliwy na tego typu sensacje) i mimo, że sam był bliski "pawia" dzielnie sprzątnął samochód i przytulił do seca zestresowane zwierzątko. Cjhoc lubi się droczyć i jeśli sa jakies kłopoty to z upodobaniem mówi:" Jak ty te psy wychowałaś!" albo:"Te TWOJE psy..." i zaczynamy sie razem z rtego śmiać. a mam już trzeciego... Tosia. ADHD....

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A nie, to mój małżonek z pewnością nie ma tak dobrego serduszka. Zdaje się nie rozumieć, że biedne zwierzę nie jest niczemu winne, a już z pewnością nie rzyga mu w samochodzie na złość :-D
      Widziałam Antoniego - nie zazdroszczę tego tajfunu!

      Usuń
  8. Chyba tak duża część mężczyzn ma;) Piękny kociak, towarzystwo trzeba mu znaleźć, bo koty najlepiej chowają się dwójkami, naprawdę;) i nie to, że jestem gołosłowna, nasze dwa dachowce rosły razem jak bracia i nawet na starość zdarza im się razem blisko siebie spać.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Całe szczęście, mąż zmusił się przynajmniej do zmiany pieluch, gdy Maciek był mały :-)
      Mama ma dosyć jednego rozrabiaki! Nie jest co prawda nadzwyczaj pobudliwy, ale jedną doniczkę z kwiatem ma już na koncie.

      Usuń