Miało być miło – ja na weekendzie w Tatrach, hydraulik pod
moim zlewem, a po powrocie wszyscy i wszystko na swoim miejscu. Z radością
włączyłam pralkę po dwóch tygodniach zbierania góry ubrań i zaraz musiałam
pędzić po miski i wiadra. Awaria nie naprawiona, a ja po odebraniu wody z trzech
wsadów. Bajka! Dziś w pracy od 8 do 19 – jeszcze lepiej. Ale środa będzie
przełomowa, tak wróżę.
At the
weekend, while I was climbing the Tatra Mountains, the plumber was trying to
fix the leaking pipes. Unfortunately, it didn’t work and when I came back, I
still couldn’t do the washing, after two weeks of gathering dirty clothes. And
today I had to spend almost 12 hours at work. I hope Wednesday will be a
turning point.
piękne widoki :) uwielbiam góry
OdpowiedzUsuńzapraszam do nas http://vampiresandsweethearts.blogspot.com/
wiadomo jak pech to pech, ale gór zazdroszczę!!!!!
OdpowiedzUsuńale tatry rewelacja!
OdpowiedzUsuńAno tak, to mnie pociesza.
UsuńAle wypad w góry to się chyba udał:):)Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńTroszkę za dużo padało.
Usuńo matko, ale Ci tych gór zazdroszczę... ale takiego hydraulika to już nie;)
OdpowiedzUsuńSpokojnie, już zamówiłam następnego :-)
Usuń