środa, 10 lipca 2013

Safari - tym razem nie na tarasie

Kolejny upalny dzień spędziliśmy bardzo aktywnie - najpierw, rzecz jasna, w wodzie przetrwaliśmy południowe godziny. Nie sądziliśmy, że do Uniejowa ciągną takie tłumy - w kolejce do kas czekaliśmy 30 minut! Zupełnie nam nie w smak taki kocioł, ale 2 godziny zabawy minęły bardzo szybko i nie wiedzieliśmy co dalej ze sobą zrobić po pokonaniu tych stu kilometrów. Na szczęście nieopodal jest Zoo Safari w Borysewie. Akurat nie polecam zwiedzać w taki gorąc, zbyt mało tam drzew (dopiero rosną), które dałyby schronienie zarówno zwiedzającym jak i zwierzętom, więc jedni i drudzy nie mieli ochoty na bliskie spotkania. Przykro było patrzeć jak zwierzęta (nie)radziły sobie z upałem:






 Wielbłąd miał najłatwiej, zwłaszcza że był... zupełnie wyliniały.
 W chłodniejszy dzień to świetna atrakcja dla maluchów, bo teren nie taki rozległy jak wielkomiejskie zoo, a najważniejsze egzotyczne zwierzęta są na wyciągnięcie ręki. Nie wzięliśmy ze sobą aparatu, zdjęcia robiłam telefonem, ale gdyby dopisała pogoda i sprzęt, fotki byłyby przepiękne. 

Na początek cierpliwie czekaliśmy, aż foka szara o imieniu Dawid pokaże nam się łaskawie, ale wychylał łeb tylko na chwilę, prychał i uciekał w chłodne głębiny. Gdyby nie pracownik zoo, który go zawołał, mielibyśmy na zdjęciu jedynie znikający grzbiet. 


Ze wszystkich bydełek najbardziej zainteresował nas Dredziarz, jak go nazwaliśmy, rzadka odmiana osła:


Nie lada niespodziankę sprawił nam ten brzydal czyli świnia mangalica. Mogliśmy przypuszczać, że po wytarzaniu się w błocku otrzepie się jak pies, a mimo to nie zdążyliśmy uskoczyć w porę i wylądowało na nas sporo czarnych kropli, ale byliśmy już tak zakurzeni i spoceni, że niewiele nas to obeszło.

Świniak przynajmniej chciał się z nami podzielić prysznicem, a te przyjemne olbrzymie długouchy miały nas w ... głębokim poważaniu. Być może spieszyły się do Alicji:
Maciek cieszył się ze spotkania z Królem Julianem i chociaż z postury nie przypominał tego bajkowego, to egoizmem wykazał się należytym i nie podzielił się z małżonką znalezionym orzechem.
Spotkaliśmy też Timona (to ten na czatach) i jego sympatyczną rodzinkę, która bardzo garnęła się do ludzi.
A tu widzimy typowy podział ról w tradycyjnej rodzinie - pan surykatka leży rozwalony (tylko piwa brak), a żona skwapliwie karmi piersią dwoje małych naraz:

Czułe pożegnanie:

Tuż obok rozczulających surykatek spotkaliśmy jeszcze bardziej rozbrajające małpki o ludzkich twarzach, od których nie mogłam się oderwać, aż mąż znacząco postukał się w czoło:



Żyrafy bawiły się z nami w chowanego (właściwie jedna, bo druga schowała się na dobre) - parę kroków w naszym kierunku i nagle obrót i za drzwi!


Najwięcej czasu spędziliśmy przy białych lwach (nie mylić z albinosami), ponieważ czekaliśmy na ich karmienie o 17.


 Nie bardzo wiedzieliśmy, czego się spodziewać, bo na karmienie kajmanów nie doczekaliśmy się, mimo wypisanych godzin posiłków. Naczekaliśmy się i nanudziliśmy, aż Maciek obierał patyk, ale warto było, bo opiekun dużo nam opowiedział o lwach białych, a w szczególności o tej młodej parze z wybiegu. Na dodatek przy karmieniu pan lew trochę poryczał i poprychał na opiekuna, zapewniając dodatkową dawkę emocji małym i dużym zwiedzającym.

To pisałam ja, Grumpy.

9 komentarzy:

  1. jeszcze do ciebie zaglądam przed snem sukienkowa siostro:)
    ale uśmiałam się przyglądając tym zwierzakom, najbardziej rozbrajające zdjęcia tych rozwalonych na plecach z kopytami(łapami) w górę, są slodkie, jak ich nie lubić. I ta utaplana w blocie świnka- urocza jest! świetna sprawa takie mini zoo!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Miło Cię znów gościć! Zwierzęta są takie kochane, nie mogłam się oprzeć umieszczeniu ich zdjęć.

      Usuń
  2. Bardzo fajna wycieczka i fantastycznie opisana:)))trochę żal zwierzaków na tym upale ale radzą sobie świetnie:)))ślicznie wyglądasz w kapeluszu:))Pozdrawiam serdecznie:)

    OdpowiedzUsuń
  3. hehehe, fajowa relacja!!!! na safari jeszcze nie byłam!:D ubrałaś się idealnie - szczególnie kapelusz mi się podoba:)))
    dzieciaki miały niezłą frajdę!
    zwierzyna wygląda na wykończoną, ale na pewno sobie świetnie radzi...mój Reksio uwielbia opalać się w słońcu na balkonie:)))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Takie safari jest super chociażby dlatego, że łatwym kosztem ;-) Jamnik, który się opala? O czymś takim jeszcze nie słyszałam :-D

      Usuń
  4. Ja też nie byłam na safari, mieliście świetną wycieczkę, super w kapeluszu...pozdrawiam...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Takie safari polecam - blisko, tanio i bezpiecznie :-)

      Usuń
  5. very very nice pictures! like your looks especially the dress and the dotted pants :)

    OdpowiedzUsuń