poniedziałek, 15 września 2014

Sobota / The Saturday

Rankiem zastałam taką oto biżuterię na naszej bramie.
  The necklace I saw first in the morning. Just on our gate.


 W lesie było tego znacznie więcej, i to nie z uroczymi kropelkami, ale z bojowymi pająkami. Co krok natykaliśmy się na te pułapki, aż dla Maćka ta wyprawa stała się horrorem.


  There were some webs in the forest too, but this time with no lovely drops but brave spiders. Maciek was really scared!



 I jak na złość grzybów nazbieraliśmy tyle co na lekarstwo. Najwyraźniej wielu wstało znacznie wcześniej od nas...


 And we didn't pick many mushrooms, apparently someone had been faster.




 Po południu poprawiliśmy sobie humor na Jarmarku Franciszkańskim. Właściwie to ja sobie poprawiłam, bo mąż prowadził ;-)
 In the afternoon we spent some nice moments at a fair.




W domu została kolejna plastikowa rekonwalescentka. 
 And our poor puppy stayed at home, quite sick after sterilization.

Biedulka, obraziła się na mnie i długo po zabiegu siadała do mnie tyłem gdy oferowałam jej jedzenie lub picie.
 Every time I offered her something to drink or eat, she sat like this. She was offended with me!

 
  Tego dnia dostarczono mi pierwszą porcję wina z dzikiej róży. Zbiór owoców - ja, produkcja - bratanek. Już mi niestraszne długie i chłodne jesienne wieczory.
 I tym pozytywnym akcentem kończę relację z naszej soboty.
On this day I was given the first part of the wild rose wine. I'd picked the fruit and my nephew had made the wine for me. I'm not afraid of long and cold autumn evenings anymore!

12 komentarzy:

  1. Bardzo pozytywna relacja, nie tylko jej koncowy akcent;);)
    Oj poszlabym na grzybki, a tu nie ma gdzie...:(:(
    Pozdrawiam! Anka

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zachodni sąsiedzi są dziwni, bo w ogóle grzybów nie zbierają, prawda?

      Usuń
  2. Też zamierzałam obfocić pajęczyny - są takie piękne, zwłaszcza te kropelkami rosy. Ale Ty zrobiłaś cudne zdjęcia, więc dam sobie spokój;).
    Świetne masz psiury i mam nadzieję je kiedyś osobiście pokiziać:).

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Też mam nadzieję, że je pokiziasz. Boniowi nie radziłabym jednak się z nimi zapoznawać, bo we dwie przerażają psich kawalerów, zwłaszcza Inka z tym garnkiem na głowie. Wczoraj nad stawem niejaki Borys zwiewał przed nią z podkulonym ogonem!

      Usuń
  3. Hahaha, to wracasz z takiego jarmarku tak jak ja:D Mój mąż też prowadzi;))
    Fajną mieliście sobotę:D
    Ja mam tez chorego pieska w domu... Reksio mi trochę niedomaga...

    OdpowiedzUsuń
  4. Wino z dzikiej róży, nigdy nie piłam, ale musi być pyszne.
    Piękne te pajęczyny i pięknie udało Ci się je uchwycić:)
    Też byłam w weekend na grzybach, ale jako, że wybraliśmy się naprawdę późno, to wróciliśmy z koszykami, w których dno wyraźnie prześwitywało;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Podobno to wino powinno z rok poleżeć, żeby wyczuwać w nim konkretny smaczek dzikiej róży, ale ja przecież nie wytrzymam roku...
      Myśmy też pospali za długo i przynieśli zaledwie kilka grzybów!

      Usuń
  5. Świetną mieliście sobotę:)))zapas na zimowe wieczory całkiem niezły:))))Pozdrawiam serdecznie:))

    OdpowiedzUsuń
  6. Po pierwsze - biżuteria piękna. Też czasem takie cuda posiadam. Ale co tam, mama mówi "gdzie pajęczyny tam ładne dziewczyny".
    Po drugie - Ineczka biedna ale piękna.
    Po trzecie - wino z dzikiej róży - wcale nie zazdroszczę bo też mam :p

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Co z tego, że masz, skoro zamierzasz nie otwierać go przez rok? ;-P

      Usuń