niedziela, 4 sierpnia 2013

200!

Całkiem niedawno minęły dwa lata od kiedy zaczęłam bawić się w blogowanie, a dziś już-dopiero dwusetny post. Z zasady miał to być blog o moim zamiłowaniu do fatałaszków, w tym też temacie powinien być jubileuszowy post, ale cóż poradzić, skoro moją głowę ostatnio zaprzątają całkiem inne sprawy, a moda nigdy nie była na pierwszym miejscu w moim sercu. 
Dziś w nocy znów przypomniałam sobie jak to być mamą i wstawać do dziecka, z tą różnicą, że tym razem do psiego! Dalej powiększamy rodzinę i obecnie Maciek, jak sam mówi, ma już dwie siostry, w związku z tym więcej dzieci nie planujemy.
To nasze najmłodsze znalazłam w ogłoszeniu internetowym i adoptowałam. Pożyczonym samochodem bez klimatyzacji, z wynajętym rozgorączkowanym kierowcą (dosłownie - bo chory, i w przenośni - bo śpieszył się szalenie) jechaliśmy po nasze dziecko 40km w trzydziestokilkustopniowym upale. Nasza sierotka została porzucona wraz z piątką rodzeństwa, pozostawiona przez ludzi na pastwę losu. Kiedy ją zabieraliśmy, został na szczęście już tylko jeden szczeniak.
Podróż powrotna nie była ani trochę łatwiejsza, psina przelewała mi się przez ręce od upału, trochę się o nią bałam, ale ledwie wniosłam ją do chłodnego korytarza, ożywiła się znacznie, zwłaszcza że na jej drodze stanęła nasza Duśka. Piesek od razu radośnie przypadł do ziemi i "zaprosił" Dusię do zabawy.



Oczywiście nasza księżniczka zareagowała "pięknym" ogonem i syczeniem, więc za karę została obszczekana. Potem stale obserwowała szczeniaka, bo wiadomo - wroga trzeba mieć na oku. Nawet gdy zasnął w legowisku!




Wczoraj jeszcze zdążyły pokłócić się o miski i powyżerać sobie nawzajem karmę. Duśka, która do tej pory piła wodę na górze w łazience, w momencie przybycia psa postanowiła złośliwie przerzucić się na jego miskę. Dziś jest już lepiej we wzajemnych stosunkach, księżniczka raczy pogonić się ze szczeniakiem na podwórku, ale trzyma się górnych partii domu i stale ostrzegawczo warczy. Nie chce się przyznać, że nowy domownik szalenie ją absorbuje, zdarza jej się zapomnieć i np. z fascynacją pobawić psim ogonem:

I proszę, to uroczy pyszczek naszej Lulki.

7 komentarzy:

  1. Odpowiedzi
    1. A nie, to ja jestem Gucwińska, mąż się nie angażuje.

      Usuń
  2. hahaha ;)

    u nas z kolei to było kiedyś tak: że pies dziadków zaprzyjaźniał się z naszymi fretkami.
    ale pies generalnie miał świetny charakter, i świetnie się dogadywały ;_)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mogę godzinami patrzeć jak zwierzęta różnych gatunków zapoznają się ze sobą i bawią!

      Usuń
  3. Kocham takie małe zwierzątka:)))muszę się bardzo pilnować aby nie przygarnąć wszystkich psich i kocich sierot:)))))Pozdrawiam serdecznie

    OdpowiedzUsuń
  4. Gratuluję rocznicy i nowego potomka:D
    Lula jest śliczna i podejrzewam, że z kociakiem będą najlepszymi kumplami!!!

    OdpowiedzUsuń