Moja mina po całonocnej podróży i dosyć długim dreptaniu w poszukiwaniu kwatery. Poratowałyśmy się kawą i dzielnie ruszyłyśmy w góry.
Gdybyśmy w tamtym momencie rozsądnie wybrały Giewont w tę i z powrotem (jak normalni ludzie ze zdjęcia poniżej), nie musiałybyśmy dwie i pół godziny później wylewać wody z butów na Kasprowym.
A potem było już tylko płaszczowo i kolorowo...
Dziurka, jestem gotowa na kolejną poniewierkę!
Nic nie działo się po naszej myśli?
OdpowiedzUsuńJa tam jestem zadowolona do kwadratu. A burza? Jest przynajmniej co wspominać. Mogę jechać z powrotem choćby zaraz :)
Co nie po myśli? Szukanie kwatery, sandałów, pogoda, wino (!), łapanie autobusu w Krakowie... Wyliczać dalej? ;-P
UsuńJednym słowem ... ZAJEBIŚCIE!!!
Usuńburza w górach to piękne zjawisko, a poza tym ciekawiej jest pójśc pod prąd niż dreptać ze stadem tam, gdzie wszyscy :)
OdpowiedzUsuńZ perspektywy czasu mamy frajdę z niebezpiecznej przygody, ale wtedy było naprawdę niewesoło, bo nie miałyśmy dostępu do mediów i nie słyszałyśmy ostrzeżeń o złych warunkach pogodowych.
UsuńCzasem mi brak babskich wypraw! Są zaje...fajne! :D
OdpowiedzUsuńNie byłam na takiej wyprawie co najmniej dekadę, więc mimo wielu niepowodzeń mogę stwierdzić - zajefajnie!
UsuńTrzeba się czasem sponiewierać:)))wypoczynek wtedy jest cudoooowny:))))Pozdrawiam serdecznie:))
OdpowiedzUsuńDokładnie tak - najlepiej wypoczywam męcząc się najpierw fizycznie, a potem dzięki temu śpiąc jak kamień, a nie jak zająć pod miedzą.
Usuńmina przeswietna! warto bylo sie sponiewierac dla pieknych zdjec!
OdpowiedzUsuńDla pięknych zdjęć - owszem, ale lubię się sponiewierać dla samej poniewierki :-)
Usuń