Maciek po raz pierwszy poszedł z pomysłowymi kuzynkami na halloweenowe żebry.
Tym razem nasza dynia to wampir umieszczony na kuchennym parapecie.
Przy dzieleniu łupów musiałam trochę pomóc, w przeciwnym razie trwałoby to jakąś godzinkę.
A potem nakarmiłam strudzonych wędrowców, którzy obrobili ze słodyczy pół wioski.
Szkoda, że nie mogliśmy zobaczyć ferajny na żywo. A chodząca dynia - świetna!
OdpowiedzUsuńMamy nadzieję, że w przyszłym roku będzie o jednego przebierańca więcej!
Usuńtrzeba korzystać z każdej okazji do zabawy! dzieciaki były super poprzebierane!
OdpowiedzUsuńa tej maski Klona (Wadera) tak szukałam!!! hihihi, nawet akurat o tym pisałam!!!
Przeczytałam sobie. Nasz strój ma już dwa lata i Maciek trochę z niego wyrósł, ale maska daje radę! Tak na marginesie, to stroje karnawałowe strasznie drogie! A ten był kupiony na bal przedszkolny.
UsuńJa jestem taka wojowniczo anty-halloweenowa. Nie, że to hołdowanie śmierci, tylko coś zupełnie nie związanego z naszą kulturą. Zabawa pozbawiona magii i znaczenia. A przecież można ogniska na rozstajach palić i w dziady się bawić;)
OdpowiedzUsuńTeż nie lubię tego co amerykańskie, no ale szkoda zabronić dzieciakom zabawy. Gdyby ktoś się bawił w dziady, z chęcią bym dołączyła!
OdpowiedzUsuńNo właśnie, ktoś te zabawy musi zacząć;) U mnie jeszcze większość znajomych jest niedzietna, ale jak się wysypią dzieci to pewnie będę kombinować jakieś dziadowe imprezy;)
OdpowiedzUsuńale zajadają, aż milo! widać się napracowali!
OdpowiedzUsuń