piątek, 23 września 2011

Rooster and new stuff


Mam dziś 'dżinsowy’ dzień… Określenie to wymyśliłam chcąc uniknąć brzydkiego słowa na ‘ch’ i w takie dni faktycznie noszę do pracy dżinsy i nic ciekawego na górę, bo czuję potrzebę odzwierciedlenia nastroju swoim strojem. Niby nic wielkiego się nie stało, ale rozdrażnienie i irytacja nie opuszczały mnie ani na chwilę. Co z tym wspólnego ma kogut ze zdjęcia? Ano ma.
Kiedy mama wyjechała w lipcu w góry, moim zadaniem było opiekować się jej inwentarzem, między innym tym oto zabijaką, który atakuje pazurami wszystkich bez wyjątku, nawet rosłych mężczyzn. Łaskawie przez sześć dni pozwolił mi karmić siebie i swój harem, za to dnia siódmego rzucił się na mnie i rozorał mi łydkę do krwi. Chwyciłam co miałam pod ręką, czyli szpadel, i przywaliłam mu ze wściekłością. Już za ułamek sekundy moje złe traktowanie zwierzęcia obróciło się przeciwko mnie, bo szpadel ześlizgnął się z koguta i trafił mi w duży palec u stopy. Po kilku godzinach nie byłam w stanie założyć buta i choć wszystko niby się zagoiło, palec dokucza mi czasami, np. dziś, gdy próbowałam rozchodzić nowe buty i za daleko się w nich wybrałam.
Tak oto kogut-zabijaka przyczynił się do mojego podłego nastroju. Dla pocieszenia mam lumpeksowe łupy – bawełniany sweterek z Benettona i skórzany pasek z metalową klamrą.

Today isn’t a lucky day. Today I’m terrible to live with, I’m more grumpy than usually. On days like this I wear jeans and don’t care about my outfits. What is the connection between my mood and the rooster above? Let me tell you a story.
One day in July my mum went for a trip and asked me to take care of her animals. Her rooster is a brave warrior, who isn’t afraid even of big men. For six days he let me feed himself and his hens, but on the seventh day he attacked me and hurt my calf. I flew into a fury and hit him with a shovel, but it slipped right on my toe. From that day on I have problems with the toe which sometimes hurts, for example today, because I’ve put on new shoes.
This is how the rooster contributed to my bad mood. To comfort myself I’m presenting some new stuff from a second-hand – the cotton pullover and the leather belt with a metal buckle.

9 komentarzy:

  1. a taki piękny ten kogut!
    mam nadzieję,że rany Ci się zagoiły?:)
    łupy zacne! na taki sweterek poluję:))

    OdpowiedzUsuń
  2. Prawdziwa bestia z tego koguta ;)
    Sweterek super! Uwielbiam warkocze na sweterkach!

    OdpowiedzUsuń
  3. Prawie Bazyliszek z tego koguta, a zdobycze całkiem nie złe. Pozdraiam

    OdpowiedzUsuń
  4. Ha ha... Ciekawe jaki byłby z niego rosół?;) Sweterek bardzo ładny.:)

    OdpowiedzUsuń
  5. Podoba mi się sweterek. Ładny wzór i idealny kolor. :-)

    OdpowiedzUsuń
  6. niezły z niego kogut ;)
    ja pamiętam takie małe kurki u moich dziadków, które w złości dziobały po łydkach, okrutnie się ich bałam i zawsze wracałam do domu posiniaczona jak po walce kogutów ;)

    OdpowiedzUsuń
  7. "dżinsowy dzień" chyba zaadoptuję, czasami trzeba być damą i darować sobie rzucanie mięchem. przypomina mi to tekst "a niech to motyla noga" :))

    i od razu tam, wredne - tak sobie tylko trochę szydzę pod wąsem :)

    OdpowiedzUsuń